poniedziałek, 8 czerwca 2015

Nieprzyjaciele moich przyjaciół

Nie jestem osobą, która mogłaby uchodzić za najlepszą przyjaciółkę na świecie, doskonale o tym wiem. Ilość moich przewinień i nieodpowiednich poczynań na polu Ja - Przyjaciel/Przyjaciółka ciągnie się prawdopodobnie gdzieś do Neptuna. Jak nic.
Ale nawet mnie podnosi się ciśnienie, kiedy słyszę, że mojemu przyjacielowi dzieje się krzywda za sprawą kogoś innego. Czuję się wtedy tak (i wiem, że wiele osób podzieli moje zdanie), jakby działo się to mnie samej. I o ile jestem w stanie znieść, kiedy ktoś obraża mnie, o tyle nie ma szans, żebym nie zdenerwowała się (że się tak ładnie posłużę eufemizmem), gdy obraża się kogoś bliskiego mojemu sercu. No po prostu nie i już.

A wtedy wojna.

No dobrze, może przesadziłam. W końcu żaden ze mnie typ wojowniczki-mścicielki i na pewno nie popieram skądinąd bardzo popularnej metody "oko za oko, ząb za ząb". Osobistej konfrontacji również unikam jak ognia. Publicznych egzekucji także (tzn wiadomo, nie tych prawdziwych z katem i odcinaniem głów, ale tych na miarę XXI wieku - na fejsbuku). Zdecydowanie bardziej wolałabym, żeby wszystko rozeszło się po kościach, odeszło w zapomnienie, zostało wybaczone... ale nie zawsze tak się da. Czasami po prostu się nie da. Wtedy zazwyczaj, z wypiekami na twarzy wykrzykuję (ale tylko CAPSEM w prywatnej rozmowie tu czy tam, nie chcę przecież nikogo budzić ), że TAK NIE MOŻNA, CO ZA [tu wstaw dowolną inwektywę], ŻE TEŻ NIEKTÓRZY LUDZIE NIE MAJĄ MÓZGÓW I CO TO W OGÓLE MA BYĆ.

Bo też i niektórzy naprawdę zdają się nie posiadać niczego, co służyłoby myśleniu.

No dobrze, może przesadzam. Posiadają, oczywiście. Kawałek mózgu do myślenia wyłącznie o sobie. I to, cholibka, tak zawyżone myślenie, że nawet komuś takiemu jak ja; komuś kto jak już zacznie gadać, to jego paplaninie nie ma końca aż szkoda słów.
I naprawdę, zanim postanowiłam to napisać, musiałam naprawdę długo zastanowić się nad tym, czy nie robię źle... bo oceniam. Bo może tak naprawdę nie wiem nic o osobie, która mojemu przyjacielowi zrobiła krzywdę. Bo co, jeśli ten ktoś jest bardzo, bardzo poranionym przez innych człowiekiem i po prostu nie wie, że można inaczej, bo nikt nie chciał mu tego nigdy wytłumaczyć.  Bo może za szybko chcę za szybko kogoś skreślić. Bo... bo... bo. 
Naprawdę się nad tym głowiłam i nawet teraz nie opuszczają mnie wątpliwości.

No, ale z drugiej strony... miarka się przebrała. 

Nawet mimo mojej ogromnej (chyba) cierpliwości do ludzi. Bo zrozumienie zrozumieniem, ale czy fakt, że ktoś jest zraniony na duszy daje mu prawo do wyrządzania zła innym? Czy to wystarczy, żeby udzielić mu na to przyzwolenia i patrzeć, jak ktoś dla mnie ważny męczy się z ciągłymi atakami ze strony tamtego osobnika (bo, rzecz jasna, rzecz nie dzieje się po raz pierwszy)?
Czy w ogóle cokolwiek daje komukolwiek prawo do ubliżania innym?

Nie sądzę.

I nawet zasłanianie się tekstem, jakoby to wszystko to był tylko żart - czy jak to lubią powtarzać osoby mające się za wysoko inteligentne (czego nie chcę kwestionować, bo kim ja jestem, prawda...) - jedynie sarkazm nie usprawiedliwia oczerniania. Naprawdę. Jest różnica - być może zbyt dla niektórych subtelna (?) - między sarkazmem a zwykłym prostactwem, które z kolei do inteligencji ma się nijak. Co innego w błyskotliwy sposób udowodnić komuś błąd w rozumowaniu, a co innego po prostu wyzwać go od najgorszych i wymówić się dziwną do zrozumienia wymówką - bo ja chcę, żeby myślano, że jestem cham, podczas gdy jestem cudownym i kochanym puszystym kłębkiem miłości. Albo po do bólu szczerą osobą. Albo kimś, kto lubi hejtować innych - to już zależy, w które lusterko spojrzę.

Słabo.

Słabo tym bardziej, gdy ktoś jest absolutnie świadomy tego, co robi i wie, jak bardzo można skrzywdzić dosłownie jednym zdaniem. Wie i robi to z premedytacją, a do tego jeszcze czerpie z tego jakąś dziką, niezrozumiałą dla mnie satysfakcję. Wykorzystuje słowa, które potrafią mieć naprawdę potężną moc przeciw komuś, kto naprawdę sobie na to nie zasłużył. 
Takich ludzi boję się najbardziej.  Ludzi, którzy za pomocą słów (słów które powinny służyć przede wszystkim dobru, jasny gwint!) próbują zmiażdżyć innych. I nie chcę, żeby moi przyjaciele też musieli się ich bać. Nie chcę, żeby w ogóle mieli z kimś takim kontakt. Nie chcę, żeby ktokolwiek bliski był raniony w jakikolwiek sposób. Nie i już.

Zatem nieprzyjacielu... wiedz, że nie zostaniesz moim przyjacielem. Szkoda tylko, że prawdopodobnie wszystkie te nieprzyjemności, jakich doświadczają od ciebie ludzie kiedyś zwrócą się przeciw tobie. Bo tak naprawdę robiąc krzywdę innym, robisz krzywdę sobie.
I mimo, że osobiście nie doświadczyłam nieprzyjemności z twojej strony to byłam świadkiem krzywdzenia moich przyjaciół, a to boli równie mocno... 


Tak czy inaczej, dołączyłeś do grona nieprzyjaciół moich przyjaciół, a nieprzyjaciele moich przyjaciół to zazwyczaj również moi nieprzyjaciele.

A z nieprzyjaciółmi nie zwykłam zbytnio się spoufalać.
Życzę ci tylko wszystkiego dobrego. Mimo wszystko.







_________________________________________________________
No i faktycznie jak już zaczęłam gadać... przepraszam za tę paplaninę bez ładu i składu, ale musiałam.